wtorek, 11 maja 2010

O Apelu Aktorów i Widzów Polskich Teatrów słów kilka

Otrzymałam e mail’em poniżej prezentowany Apel Aktorów i Widzów Polskich Teatrów, który miałam podpisać i przesłać dalej. Nie podpisałam, ale posłałam dalej.
Nasunęło mi się kilka uwag w trakcie czytania tego dość zamotanego, a jednocześnie ciut megalomańskiego tekstu.
Ja będąca całym sercem po stronie szeroko pojętej (wysokiej) kultury, w tym teatru i artystów, jestem całym sercem przeciw tezom zawartym w apelu. Przypominające czasy minione artystowskie żądania uświadamiają, że oto aktorzy chcą rewolucji! Rewolucji, z której wychodzą z wszelkimi przywilejami, bez obowiązków wobec państwa, w tym także naczelnego obowiązku szanowania publicznego grosza czyli pieniędzy podatnika.
Bełkotliwy, aczkolwiek ze skłonnością do uczonego brzmienia język, styl pierwszomajowej nowomowy oraz jakby skądś znane „postulaty” nie pozostawiają mi wątpliwości, że miejsca tam na mój podpis nie ma, przynajmniej do czasu kiedy uda mi się poznać tekst krytykowanego projektu ustawy, bo lubię znać racje obu stron. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że twórcy apelu zupełnie zapomnieli, że 20 lat temu mówiąc językiem polityki „odzyskaliśmy wolność”, która oznacza także wolnorynkową wolność kultury. W świecie cywilizowanym kulturalnie i kulturowo nie ma w każdej prowincjonalnej dziurze (sama w takiej mieszkam) teatru, teatru szczęśliwie dotowanego przez państwo, który zatrudnia, jak za czasów jedynie słusznych, na etacie nawet halabardzistów.
Dziś jest pora na teatry impresaryjne, które utrzymują się ze sprzedaży biletów i nie odrzucają sponsoringu. Clou życia teatralnego powinna opierać się jak najbardziej o rynek, tj. o teatry prywatne, które żyją z biletów, a ich sprzedaż decyduje o ich istnieniu. Ostatnie lata pokazały, że takie fakty mają miejsce i mimo wysokich cen, wstęp do nich jest trudny, bo chętnych jest więcej niż miejsc. I to jest zjawisko bardzo optymistyczne. Teatr nie jest sztuką masową i powinien być oczekiwanym świętem.
Polska wzorem innych cywilizowanych krajów, które od stuleci tworzą kulturę (która tam nie upadła, a kieruje się takimi samymi uwarunkowaniami ekonomicznymi) powinna mieć jeden teatr narodowy, jeden teatr operowy, jedną filharmonię i te instytucje, jak najbardziej powinny być finansowane z budżetu państwa. Kwoty przeznaczane na dofinansowanie prowincji, powinny trafiać do narodowych instytucji kulturalnych w całości, by mogły przyciągnąć twórców wybitnych, a przez drogie, niedostępne ogólnie przez dofinansowanie bilety, powinny stać się instytucjami prawdziwie kulturalnymi (elitarnymi) o wyszukanym repertuarze, gdzie nonszalancja pseudo teatromanów czy melomanów każe nam obcować z adidasami zamiast lakierków, czy dżinsów i rozwleczonego sweterka, zamiast smokingu czy wieczorowego garnituru.
Teatr powinien spełniać rolę pracodawcy, który płaci za wykonaną pracę, a nie przechowalni aktorów utrzymującej ich za figurowanie na etacie. Teatry nie powinny być także miejscem dla reżyserów czy dyrektorów wizjonerów, którzy dzięki dotacjom państwa mogą bezkarnie epatować swoimi mniej lub bardziej trafionymi pomysłami, stanowiąc nieusuwalne zło. No chyba, że sami za swoje pieniądze tworzą teatry (sceny) dla realizacji swoich pomysłów.
To właśnie komercyjna rzeczywistość szybciutko weryfikuje ich przydatność oraz faktyczną wartość. Wyrównuje patologie i jasno określa wymogi zawodowe. Jesteś dobry, grasz, jesteś kiepski, zmieniasz zawód albo ciągniesz ogony, jednak nie za pieniądze podatnika!
Dla mnie postulaty apelu sprowadzają się do jasno określonych przywilejów dla artystów, przypisujących sobie wieszczą, ponadprzeciętną, niemal mistyczną rolę. To nieuczciwe, bo wolny rynek wszelkie przywileje znosi. Bufonada płynąca z logiki apelu jest dość porażająca. Być może zmienię zdanie jak będę miała szansę przeczytać projekt zmian.
Aktor wykonuje tzw. wolny zawód i powinien być zatrudniany na umowę o dzieło, bo kreacje teatralne są w jakiejś mierze dziełem i sam powinien dbać o ich jakość. Nic nie działa tak demoralizująco w tym zawodzie jak etat i to koniecznie na czas nieokreślony. Tak jak działające na zupełnie już nie przystających do obecnej rzeczywistości zasadach związki zawodowe (ustawa winna być od dawna zmodyfikowana, związki wyprowadzone z miejsc pracy, działalność w nich powinna być społeczna, a członkowie jak i szefowie nie powinni być "ustawowo" chronieni latami przed zwolnieniem!). Kodeksowy miecz, który realizuje li tylko interes wąskich grup, zrzeszających najczęściej towarzystwo wzajemnej adoracji, wcale nie całe środowiska.
Nie mogę się zgodzić z tezą, że kierowanie teatrem to nie jest to samo, co kierowanie zwykłym przedsiębiorstwem! Co autorzy apelu mieli na myśli pisząc pejoratywnie o „zwykłym” przedsiębiorstwie? Teatr to też rodzaj przedsiębiorstwa, a to, że tworzy się tam sztukę, a nie produkuje zapałki wcale nie znaczy, że jest ono „niezwykłe” lub lepsze. I tu i tu zarządza się zasobami ludzkimi, prowadzi sprawy kadrowo-płacowe, dba o tzw. park maszynowy, reklamę
i dobry marketing, by sprzedać swój produkt. A to właśnie owo „zwykłe” przedsiębiorstwo pracuje na to, by „niezwykłe” przedsiębiorstwo jakim jest teatr mogło funkcjonować. Wyłażąca jak słoma z butów bufonada apelu nie służy dobremu klimatowi do podpisywania się w jego obronie.
No i nie mogę wyjść ze zdumienia, że protest firmuje - nomen omen - Joanna Szczepkowska! Czy na pewno to TA SAMA Joanna Szczepkowska???

Przedruk tekstu apelu za otrzymanym od wysyłajacego e mail'em - nie ponoszę odpowiedzialności za treści i błedy w nim zawarte.


APEL AKTORÓW i WIDZÓW POLSKICH TEATROW

W 2009 roku zapowiedziano rządowy plan „rewolucyjnej deregulacji” działalności kulturalnej. Mającej uprościć, odbiurokratyzować i uwolnić od zbędnych, szkodliwych ograniczeń oraz niedoskonałości zasady funkcjonowania publicznych instytucji kultury i poprawić warunki pracy twórczej i artystycznej autorów i artystów wykonawców.
Przed Kongresem Kultury Polskiej, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego przedstawiło założenia projektu zmian prawa kultury. Jednak – jak wiele kontrowersyjnych twierdzeń, zawartych w opublikowanych przed Kongresem raportach, dotyczących różnych dziedzin kultury – założenia te wzbudziły zdecydowany sprzeciw lub poważne zastrzeżenia przedstawicieli środowisk twórczych, instytucji kultury i odbiorców – widzów, słuchaczy i innych uczestników rozmaitych form działalności kulturalnej. Powstaje nieodparte pytanie: dlaczego tak się stało? Poniżej przedstawiamy próbę odpowiedzi na to zasadnicze pytanie.
Projekt „rewolucji kulturalnej” prof. Hausnera przygotowano arbitralnie i dyskrecjonalnie. Bez udziału twórców i szerokich, rzetelnych konsultacji środowiskowych. Pogłębionych, fachowych wielostronnych analiz i diagnoz stanów faktycznych. Projekt opracowało wąskie grono równie arbitralnie wybranych autorów. Często nie zajmujących się profesjonalnie kulturą. Rozpatrujących i uwzględniających głównie finansowe, wąsko-ekonomiczne i rynkowe, regulacyjno-prawne, teoretyczno-menadżerskie aspekty działalności kulturalnej. Jakby szło o zwykłą działalność gospodarczą, którą działalność kulturalna nie jest. Nie tylko ze swej istoty, podstawowych, nadrzędnych celów i zadań społecznych, ale i z mocy prawa.
W oderwaniu od polskich realiów i najnowszych europejskich tendencji, postulowano daleko idące wycofanie się organów państwa i samorządu terytorialnego z realizacji obowiązkowych, konstytucyjnych zadań mecenatu w sferze organizacji, prowadzenia i finansowania publicznych instytucji kultury. Będącego niezbywalną materialną gwarancją dostępu obywateli do dóbr kultury i uczestnictwa w kulturze. Proponowano w zamian sponsoring prywatny i prowadzenie działalności kulturalnej na zasadach ekonomiczno-rynkowych.
W działalności kulturalnej pierwszorzędne znaczenie mają kreowane wartości niematerialne o zasadniczej wadze publicznej. Jej głównym celem jest zaspokajanie społecznych i indywidualnych potrzeb kulturalnych. Zapewnianie odbiorcom doznań estetycznych, emocjonalnych, przeżyć, refleksji intelektualnych i moralnych. Wzbogacających różne sfery ludzkiej wrażliwości. Krzewienie najważniejszych wartości moralnych. Wywoływanie refleksji nad życiem godziwym i niegodziwym, dobrem i złem. Kultura jest więc najpierw zawsze domeną tworzenia i istnienia wartości pozamaterialnych. Choć wiele dóbr kultury ma też komercyjną wartość rynkową, wyrażaną w pieniądzu, istotne gospodarcze znaczenie i przynosi dochody.
Propozycje zmian prawa, umożliwiające prywatyzację lub likwidację publicznych instytucji kultury, zostały zdecydowanie odrzucone przez wszystkie polskie środowiska twórcze, animatorów kultury i osoby w różny sposób uczestniczące w kulturze. Jako niekonstytucyjne i niedopuszczalne wobec roli i znaczenia tych instytucji dla ochrony i rozwoju polskiej kultury narodowej, jej dziedzictwa, prawnie chronionej odrębności i tożsamości kulturowej.
W konfrontacji z rzeczywistością, tezy o rzekomym kryzysie polskiej kultury i publicznych instytucji kultury, mimo nękających je nadal niedostatków środków finansowych, słabości infrastruktury, licznych ograniczeń i trudności formalno-organizacyjnych, są ewidentnie nieprawdziwe. Potwierdzeniem potencjału, rozwoju i żywotności polskiej kultury jest rosnące uczestnictwo odbiorców w jej różnych formach. Sukcesy coraz większej liczby dzieł polskich autorów i wybitne osiągnięcia polskich artystów wykonawców w kraju i zagranicą.
Kuriozalnym komentarzem, oddającym jednak sposób myślenia o projekcie „rewolucji w kulturze” i skrajne, doktrynerskie poglądy jej autorów, była wypowiedź prof. Balcerowicza, iż dofinansowywanie biletów do teatrów i innych publicznych instytucji kultury ma rzekomo wyłącznie elitarny charakter i krąg beneficjentów, więc jest społecznie nieuzasadnione i należy z niego zrezygnować – w odróżnieniu od finansowania zakupów czołgów (sic!).
Takie podejście i płytko demagogiczna, pseudorewolucyjno-militarna, antyinteligencka retoryka, zawsze były i są absurdalne i skrajnie szkodliwe w odniesieniu do kultury. Szczególnie dziś, w warunkach pokoju, postępującej integracji, bezpieczeństwa i współpracy europejskiej, jest to absolutnie nie do zaakceptowania. Podczas gdy ekonomiści i specjaliści od finansów publicznych, badający rzetelnie wpływ kultury na rozwój współczesnej, poprzemysłowej gospodarki narodowej, twierdzą, że każda złotówka zainwestowana w działalność kulturalną przynosi w ostatecznym rachunku co najmniej pięć złotych zysku. Nie licząc najważniejszych, najczęściej niewymiernych w pieniądzu, trudnych do przecenienia, podstawowych rezultatów i korzyści społecznych w postaci kreowanych w procesach twórczych wartości niematerialnych. Tkwiących we wszelkich dobrach i przejawach działalności kulturalnej. Profesjonalnej i amatorskiej. Nawet najbardziej popularnej, masowej i rozrywkowej.
Publiczne teatry, opery, filharmonie, orkiestry, zespoły baletowe i inne instytucje kultury szczęśliwie nadal istnieją i działają w Polsce. Równocześnie jako ostoje narodowej, europejskiej i światowej tradycji, dziedzictwa kulturowego oraz ośrodki promocji najnowszych dzieł i nowatorskich form ich artystycznej prezentacji i interpretacji. Wbrew skrajnie krytycznym, fałszywym opiniom nie są w stanie kryzysu. Mimo zróżnicowanej kondycji i licznych problemów. Nie wolno jednak nikomu ich zniszczyć, wprowadzając w nich pospieszne, nieprzemyślane, biurokratyczne organizacyjno-prawne zmiany systemowe.
Polskiej kulturze, instytucjom i twórcom kultury – autorom i artystom – potrzebne są przemyślane, modernizacyjne reformy różnych form działalności kulturalnej i warunków pracy twórczej. Oparte na rzetelnych analizach, ocenach, diagnozach z uwzględnieniem opinii zainteresowanych środowisk twórczych oraz odbiorców rezultatów ich pracy. I na faktycznym – nie pozorowanym – dialogu społecznym środowisk twórczych, pracodawców artystów, animatorów kultury, organizacji widzów i władz państwowych.
Nie zaś wydumane przez kogokolwiek, doktrynerskie, koteryjne „rewolucje” i „wojny” o biurokratyczną antyreformę kultury. Administracyjnie narzucaną odgórnie twórcom, instytucjom i odbiorcom kultury. Wbrew naszej wiedzy, woli, opiniom oraz realnym życiowym i artystycznym, najważniejszym potrzebom i interesom. Przez wąskie, menadżersko grona doradców, urzędników, lobbystów. Forsujących uporczywie swoje koncepcje i interesy.
Toteż najbardziej skrajne, nieprzemyślane tezy projektu „rewolucyjnej” antyreformy polskiej kultury, spotkały się z powszechną krytyką. Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego odciął się w związku z tym kilkakrotnie od wycofania się państwa z finansowania publicznych instytucji kultury. I innych, najbardziej powszechnie nieakceptowanych, propozycji zmian w prawie kultury. Jednak, pomimo deklaracji Ministra, podtrzymywane są nadal hiperregulacyjne – nie deregulacyjne jak zapowiadano i próbuje się je nadal przedstawiać – projekty zmian prawa kultury. Ich autorzy nie dają za wygraną. Usiłują w różny sposób forsować i legitymizować swoje radykalne, szkodliwe dla kultury i twórców propozycje. Nienowe, dobrze znane twórcom i artystom pamiętającym czasy PRL, z których wprost się wywodzą. Polskie środowiska twórcze i instytucje kultury już się przed nimi trzykrotnie obroniły w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku.
Istotą i celem projektów tych zmian było wtedy i jest znowu, pełne uzależnienie zatrudnionych w teatrach aktorów i innych artystów wykonawców od ich dyrektorów i prawnych organizatorów. Teraz także od sponsorów i obecnych lub przyszłych prywatnych właścicieli tych instytucji. Chociaż dzisiaj na podstawie innych niż w PRL – nie ideologiczno-politycznych, lecz podobnie skrajnie doktrynalnych i instrumentalnych – płytko ekonomiczno-finansowych, rynkowych, pseudomenadżerskich przesłanek. Przez umocnienie już obecnie prawie absolutnej, jednoosobowej, nierzadko przybierającej patologiczne, autorytarne formy, dominacji dyrektorów nad zespołami twórczymi teatrów i innych artystycznych instytucji kultury. Składającymi się z artystów różnych specjalności. Wspólnie z którymi kierujący tymi instytucjami i kolejnymi przedsięwzięciami repertuarowymi realizują statutową działalność.
Autorzy tych koncepcji zapominają, że zespołowa praca artystyczna opiera się na współtwórczości i podmiotowości wszystkich członków zespołów teatralnych. Bez aktywnego współdziałania, porozumienia i wzajemnej akceptacji dyrektorów, autorów, reżyserów, dyrygentów, baletmistrzów, chórmistrzów z zespołami artystów pracujących w teatrach i innych instytucjach kultury jest ona niemożliwa. Nawet najlepszy dyrektor teatru, opery, filharmonii, orkiestry, chóru, czy baletu, ani reżyser nie zagra sam. Musi więc umieć i chcieć być liderem artystycznym, organizacyjnym, animatorem i opiekunem zespołu współtwórców z którymi pracuje w powierzonej mu instytucji kultury. Kierowanie teatrem lub inną artystyczną instytucją kultury, to nie to samo, co zarządzanie zwykłym przedsiębiorstwem, bądź innym podmiotem gospodarczym albo instytucją.
Aktorzy i inni artyści wykonawcy nie mogą być pozbawieni elementarnej stabilności zawodowej, życiowej i podmiotowości w swej pracy twórczej w zespołach teatralnych. Nie mogą być niewolniczo zależni od dyrektorów teatrów i całkiem instrumentalnie traktowani.
Dlatego:
1. Nie akceptujemy propozycji zmian ustawowych, umożliwiających prawnym organizatorom likwidację lub prywatyzację publicznych instytucji kultury. Prawo kultury winno nadal bezwzględnie chronić publiczne instytucje artystyczne. Uznając ich prowadzenie i finansowanie za ustawowe, niezbywalne zadania obowiązkowe organizatorów. Ze względu na ważne cele, związane z upowszechnianiem, rozwojem, ochroną kultury, dziedzictwa narodowego, języka polskiego i obowiązkiem materialnej realizacji przez państwo konstytucyjnie zagwarantowanego prawa dostępu obywateli do dóbr kultury i prawa do czynnego uczestnictwa w kulturze.

2. Proponowane prawne wyodrębnienie instytucji artystycznych spośród pozostałych instytucji kultury, miałoby sens, gdyby przyczyniało się do poprawy ich funkcjonowania i warunków pracy aktorów i innych artystów wykonawców w teatrach dramatycznych, muzycznych, lalkowych, operach, operetkach, filharmoniach, orkiestrach, zespołach tanecznych, etc. Jednak nie ma sensu, jeśli miałoby prowadzić wyłącznie do niedopuszczalnej dyskryminacji artystów. Z powodu pogorszenia warunków zatrudnienia, pracy i życia – jak w projekcie.

3. Zdecydowanie sprzeciwiamy się wprowadzeniu wieloletnich (trzy-, pięcio- lub siedmioletnich) kadencyjnych, nieprzerwanych kontraktów dyrektorów teatrów, gwarantujących pewność zatrudnienia. Przy jednoczesnym wprowadzeniu dyskryminacyjnej zasady zatrudniania aktorów i innych twórców wyłącznie na podstawie sezonowych – jednorocznych lub trzyletnich – umów o pracę na czas określony. Pracujący w teatrach aktorzy nie mogą mieć zdecydowanie gorszych, mniej stabilnych, mniej bezpiecznych warunków zatrudnienia i pracy, niż zagwarantowane powszechnie w kodeksie pracy. Europejskie prawo pracy nie dopuszcza takich – wyraźnie dyskryminacyjnych – rozwiązań. Przewidziane w nim warunkowo wyjątki nie mogą stawać się regułą w odniesieniu do jednej tylko grupy zawodowej o szczególnym znaczeniu społecznym. Obarczonej, ze względu na specyfikę pracy aktorów i innych artystów wykonawców, jednym z najwyższych poziomów ryzyka zawodowego i życiowego.

4. Nie akceptujemy też propozycji zniesienia obowiązku konsultowania kandydatur dyrektorów ze związkami i stowarzyszeniami twórczymi. Pod nieprawdziwym pretekstem, że wystarczy tylko obligatoryjny udział przedstawicieli w komisji konkursowej. Dyrektorzy wybrani i powołani bez uwzględnienia opinii artystów pracujących w zespołach teatrów, którymi mają kierować, często tworzą patowe sytuacje konfliktowe. Nie są potem w stanie realizować swoich planów repertuarowych i artystycznych. Bo, stosując zasadę spalonej ziemi, przerywają często ciągłość i kontynuację działań poprzedników. Nieraz rozbijają lub antagonizują zespół aktorów dobrze znanych publiczności, cenionych i akceptowanych przez nią. A od oceny gry i popularności aktorów, nie dyrektorów, zależy frekwencja w teatrach i odbiór spektakli

5. Sprzeczne z prawem, szkodliwe i niedopuszczalne byłoby zniesienie obowiązku konsultowania przez dyrektora regulaminu organizacyjnego teatru z organizacjami związkowymi i stowarzyszeniami twórczymi. Dyrektorzy instytucji artystycznych nie mogą być sytuowani prawnie poza zespołami, którymi kierują i z którymi współpracują. Ponownie podkreślamy że powinni być liderami, nie dyktatorskimi zarządcami zespołów. W działalności organizacyjnej i programowej konieczne są prawne gwarancje współzarządzania dla artystów. Wykluczające jednoosobowy dyktat. Aktorzy i pozostali artyści wykonawcy muszą mieć zagwarantowane faktyczne prawo głosu i być podmiotowo traktowani na zasadach partnerskich w teatrach i innych instytucjach artystycznych, będących stałymi, podstawowymi miejscami ich pracy.

6. Nie ma dziś realnej możliwości i uzasadnienia powierzania osobom prawnym zarządzania publicznymi instytucjami kultury. Byłoby to przerzucanie odpowiedzialności za ich funkcjonowanie z organizatorów na nieokreślone osoby trzecie. Publiczny teatr to nie wspólnota mieszkaniowa. Zarządzanie zasobami której sprowadza się do wyspecjalizowanych organizacyjno-technicznych funkcji usługowych profesjonalnego, licencjonowanego administratora.

7. Niedopuszczalne, krzywdzące i nieuzasadnione byłoby wprowadzenie wyłącznie sezonowych, jednorocznych lub najwyżej trzyletnich kontraktów dla wszystkich aktorów zatrudnianych na nowych zasadach w teatrze. Z ustawowym zniesieniem – dotychczas powszechnego, ustawowego obowiązku zawierania z aktorami, podobnie jak ze wszystkimi innymi etatowymi pracownikami – umów o pracę na czas nieokreślony po zakończeniu dwóch umów na czas określony. Byłoby to sprzeczne z zasadami równości wobec prawa, niedyskryminacji pracowników i europejskimi normami wprowadzania zasad elastycznego zatrudniania osób wykonujących zawody twórcze. W sposób łączący zawsze tę elastyczność z bezpieczeństwem socjalnym w ramach, opracowanej w europejskim prawie pracy, łączącej oba te cele, formuły określanej w oryginalnej terminologii tego prawa jako flexicurity (ang.) i flexicurité (franc.).

8. Zdecydowanie odrzucamy też wprowadzenie ustawowego zakazu tzw.„konkurencyjnej pracy aktorów”. Przez co autorzy projektu rozumieją de facto prawny zakaz wszelkich form pracy aktorów zatrudnionych w teatrach na rzecz podmiotów zewnętrznych. Zaś w razie podejmowania takiej pracy, proponują wprowadzenie uzależnienia zgody dyrektora od rekompensat z tego tytułu na rzecz macierzystego teatru. Wypłacanych przez zatrudniających aktorów producentów telewizyjnych lub filmowych albo innych teatrów. Bądź przez samych aktorów, uzyskujących dodatkowe dochody z tytułu osobiście wykonywanej pracy poza macierzystymi teatrami. Takie regulacje ustawowe byłyby nie tylko sprzeczne z prawem, elementarnymi zasadami i gwarancjami wolności pracy artystycznej. W obecnej sytuacji zatrudnieniowej i płacowej oznaczałoby to pozbawienie wielu aktorów teatralnych dodatkowych środków na utrzymanie rodzin i rozwój. Koniecznych do dalszej pracy w zawodzie. Oczywiście nieuzasadnione z punktu widzenia interesów nie tylko samych aktorów ale i teatrów. Które winny popierać wszelkie, nie kolidujące z własną działalnością repertuarową i decyzjami obsadowymi, możliwości dodatkowej pracy artystycznej i zarobkowania aktorów poza teatrami. Ustalenia w tym zakresie nie mogą być sensownie dokonane w formie regulacji ustawowych.

9. Wprowadzenie w polskich teatrach niemieckiej instytucji aktora rezydenta dopiero po piętnastu latach nieprzerwanej etatowej pracy w tym samym teatrze, to kolejny szkodliwy dla aktorów pomysł. Większość aktorów podejmujących pracę w teatrach publicznych na proponowanych nowych zasadach nie miałaby realnych szans przepracowania takiego okresu w jednym teatrze. Każda zmiana i przerwa oznaczałaby utratę możliwości uzyskania statusu aktora rezydenta. Dającego aktorom dopiero po piętnastu latach elementarną stabilność zatrudnienia i pracy w teatrze. Przy obecnych niskich płacach podstawowych, przeciętnie o połowę niższych od średniej krajowej i absolutnie dominującej pozycji dyrektorów teatrów byłoby to nie do przyjęcia Oznaczałoby niczym nie uzasadnioną, skrajną dyskryminację aktorów. Wykonujących i tak publiczny zawód o najwyższym stopniu koniecznego, całkowitego zaangażowania psychofizycznego w pracę oraz wzmiankowanego wcześniej, równie wysokiego ryzyka profesjonalnego i życiowego.

10. Za podobnie niedopuszczalny i szkodliwy należy uznać projekt wprowadzenia ustawowej możliwości okresowego zwiększania czasu pracy aktorów do 12 godzin w ciągu doby.

11. Proponowane w projekcie wprowadzenie formalnie w ustawie tylko w odniesieniu do zatrudniania dyrektorów i aktorów pojęcia sezonu teatralnego nie dotyczy w ogóle aspektów faktycznej sezonowości repertuarowej teatrów i innych artystycznych instytucji kultury. Istotnie ważnej dla funkcjonowania teatrów. Czyli uwzględnienia w prawie kultury i przepisach związkowych innych ustaw faktu, że sezon teatralny nie pokrywa się z rokiem kalendarzowym, a zatem i z rokiem budżetowym i bilansowym. W odniesieniu do kwestii budżetowego planowania, finansowania, realizacji i bilansowego rozliczania wyniku finansowego (strat i zysków oraz wykorzystywania dotacji celowych, zarówno podmiotowych i przedmiotowych). Bez odrębnego kompleksowego uregulowania tych kwestii w ustawach związkowych wobec unormowań prawa kultury pojęcie sezonu teatralnego nie będzie nadal miało istotnego prawnego znaczenia w świetle przepisów ustaw o finansach publicznych, rachunkowości, etc.

12. Jedyną akceptowalną drogą przygotowania i przeprowadzenia reform w teatrze i w polskiej kulturze jest stworzenie forum społecznego dialogu z faktycznym udziałem stowarzyszeń twórczych, związków zawodowych aktorów i innych artystów wykonawców organizatorów publicznych instytucji kultury, odbiorców i władz państwowych. Wbrew medialnym opiniom, obecna sytuacja zawodowa, społeczna i finansowa polskich aktorów i innych artystów wykonawców jest trudna. Większość aktorów nie ma stałego zatrudnienia, ma też często ograniczone możliwości podejmowania dodatkowej pracy. Nie wszyscy mogą grać w serialach i reklamach. Można obecną sytuację skutecznie zmieniać tylko przez stałe merytoryczne formy społecznego dialogu. Przez prawnie zagwarantowane współzarządzanie i partnerski udział aktorów w pracy zespołów teatralnych i podejmowaniu najważniejszych decyzji dotyczących teatrów w których są zatrudnieni. Konieczne w tym celu jest opracowanie i przyjęcie układu zbiorowego pracy aktorów i artystów wykonawców pracujących w teatrach publicznych, biorących udział w żywych spektaklach oraz wzorcowych statutów i regulaminów teatrów publicznych o różnym charakterze i profilu. Jak w większości państw europejskich. Określenie w nich podstawowych praw i obowiązków dyrektorów teatrów i innych scenicznych instytucji kultury oraz aktorów, zasad mediacji i rozstrzygania ewentualnych sporów i konfliktów w sposób zgodny z zespołowym charakterem organizacyjnej i artystycznej pracy scenicznych instytucji kultury. Nie na zasadach jednoosobowego dyktatu nieusuwalnych przez czas trwania kontraktu dyrektorów. Z niepokojem obserwujemy najnowsze, coraz liczniejsze przypadki patologicznych sytuacji konfliktowych w kolejnych teatrach. Wynikające z braku takich odrębnych unormowań o charakterze koregulacyjnym i samoregulacyjnym, od dawna znanych i przyjętych w Europie. Hiperbiurokratyczne propozycje zmian prawa kultury przedstawione w resortowym projekcie nie pomogą skutecznie rozwiązywać te problemy.