piątek, 20 stycznia 2012

Jointy w sejmie czyli jak Janusz Palikot ośmieszył polski organ ustawodawczy

Ruch Palikota i on sam wykonał dziś pijarowski majstersztyk w sejmie, ogłaszając zapalenie jointa w klubowym pokoju jako wyraz protestu wobec istniejącego prawa, doprowadzając tym samym do totalnego samoośmieszenia się Pani Marszałek sejmu Ewy Kopacz, która zanim pomyślala, zrobiła doniesienie do prokuratury krajowej i prokuratora generalnego!!! o próbie popełnienia przestępstwa przez Janusza Palikota. Turlikam się ze śmiechu od momentu kiedy dotarła do mnie ta informacja, bowiem dawno nie było w polskiej polityce tak inteligentnego i konsekwentnego działania na rzecz ukazania absurdów polskiego prawa, jego (nie)przestrzegania i wszechobecnej, a towarzyszącej temu zjawisku, hipokryzji! Janusz Palikot nie zapalił jointa, tylko kadzidełko o zapachu marihuany! Dawno nikt, a może nigdy, nie zrobił tak po prostu i jednoznacznie polskich polityków, mówiąc trywialnie, w konia, jak to się dziś udało Januszowi Palikotowi. Dawno, a może nigdy, nie ośmieszono tak naczelnego organu ustawodawczego i jego posł(ańc)ów, mieniących się mentorami moralności, etyki i wszelakich przykazań. Dawno nikt tak dotkliwie nie zakpił z polskiej wersji demokracji. Janusz Palikot jest konsekwentny i chwała Mu za to! To o co "walczy" to droga przez mękę, ale to droga wybrana przez Niego i pozbawiona "zmiłuj", o co w tym wszystkim, czyli polskiej wersji demokracji chodzi! Natomiast Ewa Kopacz powinna być pociągnięta do odpowiedzialności za bezpodstawne zaangażowanie prokuratury krajowej i generalnej w ściganie przestępstwa, które nie miało miejsca, tak jak przeciętny obywatel musi odpowiadać za bezpodstawne wezwanie np. pogotowia ratunkowego czy policji! Wydarzenie to powinno być przestrogą dla tych, którzy lekceważą ludzi inteligentniejszych od siebie i uważają, że wystarczą populistyczne hasełka by być jedynie słusznie wybieranym w imię jedynie słusznej pseudodemokracji.

czwartek, 12 stycznia 2012

Nie mogę... (opowiadanie)

Nie mogę się skupić, nie mogę nic zrobić, w głowie kompletna pustka... Wszystko przez to nasycenie przeżyciami, które tak silnie emanują, że zabijają wszelkie odruchy logicznego myślenia. Wprawdzie bardzo przekonywująco opowiadałeś mi o zaletach działającej dobroczynnie racjonalizacji uczuć, ale ja tak nie potrafię. Tak bardzo był mi potrzebny twój telefon, twój głos właśnie dzisiaj, wołałam cię myślami i co? I... nic. Tak, mówiłeś o telefonie w przyszłym tygodniu i wiem, że zadzwonisz, ale mnie on był potrzebny właśnie dziś. Po co? Po to bym się uspokoiła, bym na moment rozmowy wirtualnie cię poczuła... Cały czas staram się uspakajać zapewnieniami o wzajemnym zaufaniu, ale moja rozgorączkowana osobowość nie jest temu posłuszna, głowa też nie, bo myśli kłębią się męcząco, niepewność determinuje brak odporności... A miało być sportowo, gładko, bez zobowiązań. No i kłania się moje przeświadczenie, że w tych sprawach niczego nie można przewidzieć, bo zawsze występuje element nieprzewidzianego ryzyka. Moje puste wyeksploatowane wnętrze zostało nagle rozpromienione tysiącem ciepłych, niedoznanych, niepowtarzalnych wzruszeń. Nie chciałam myśleć, że być może to jednostronne oszustwo, wolałam myśleć, że jesteś mężczyzną stworzonym dla mnie, że istniejesz by mnie kochać... Zobaczyłam coś, czego mój beznamiętny spokój nie pozwolił w pierwszej chwili dostrzec, a mianowicie ile ciepła, wrażliwości i finezji mieści się w mężczyźnie pozornie oschłym i chłodnym... Wiem jak instrumentalnie mężczyźni traktują kobiety, szczególnie te dojrzałe. Musiałam się tego nauczyć, by przetrwać to co zdarzyło się trzy lata temu. Dlatego nawet nie myślałam, że kiedykolwiek będzie mi jeszcze dany taki dreszczyk emocji z silniejszym biciem serca. Wciąż jestem małą dziewczynką, która posiada nadmiar naiwnej wiary w „prawdziwą miłość”, w czym nie zmienię się nigdy. Bo miłość to coś najpiękniejszego na świecie. Prawdziwy, niczym niezastąpiony dar życia. I oto spotykam ciebie. I oto szok, że jest ktoś, kto potrafi porozumiewać się tym samym językiem nie tylko ducha, ale i ciała... Pielęgnowałam z rozkoszą Twą irracjonalną w tej chwili bliskość, bo siła mojej wyobraźni bywa nieograniczona. Moje milczenie zostało odnotowane przez otoczenie jako coś nowego i dziwnego, wręcz podejrzanego. Ja pragnęłam tylko jednego – ocalić ten kokon szczęścia. Myślałam jak długo będzie trwał, bo rozświetlał mnie od wewnątrz i dawał nadzieję... No i widzisz mój mężczyzno, wyzwoliłeś we mnie nowe emocje, których do tej pory nie doświadczyłam, mimo, że wzajemna przyjemność nie jest mi obca. Spazmatyczne szczęście w nieprzytomnym uścisku, splatanie się w sobie z obłędnym pragnieniem zespolenia i trwania tak... Mówiłam ci, że jestem kobietą porzucaną i że zwykle pozostawiano mnie z rozkrwawionym sercem. Dlatego teraz tak bardzo się boję... Korzeniami mojej osobowości jest lęk, dlatego aby się uspokoić przerzucam na papier potok myśli, a następnie go niszczę... Mam nadzieję, że bezboleśnie uda mi się powrócić do mej codzienności, biegania, załatwiania i stopniowo będzie „po bólu”... Choć wolałabym ocalić to piękne, niezapomniane doznanie, niż pracować nad zabijaniem go. Ale skąd mogę wiedzieć czy ty pragniesz tego samego? Fascynacja powinna być wzajemna. Nie chcę być tą, która dając serce otrzymuje kamień. Doświadczenie uczy, że męskie emocje ulatniają się jak bańka mydlana. Jeżeli zachowam spokój, nie dopuszczę do wewnętrznej histerii, mam szansę na przetrwanie. Ale jest to takie samo myślenie życzeniowe jak to z racjonalizowaniem uczuć. Byłam taka pewna siebie. Wydawało mi się, że nie przebijesz się przez ten wypalony ugór. I cóż się okazało? Moje zachłanne ciało zostało uspokojone, ale dusza połechtana wyrazistością emocji – poddała się... Ożyła niezaspokojona potrzeba akceptacji, bycia kochanym, więc męczą mnie myśli - zadzwonisz? napiszesz? czy po prostu pójdę w niepamięć? Jesteś bardzo interesującym mężczyzną, a mnie z kolekcją moich kompleksów, trudno uwierzyć, że mogłabym w twoim życiu wiele znaczyć. Chciałabym byś wiedział, że jestem monogamiczna, nie lubię sprzedawać siebie, nawet jeżeli pretekstem staje się dokuczliwa potrzeba rozładowania napięcia. Od przypadkowości kontaktów wolę uczucie zniechęcenia i frustracji. Ostatecznie wybrałam ciebie. Czekałam cały długi miesiąc. I choć wcale nie byłam pewna słuszności tego oczekiwania, to jednak zaklepałam w duszy nasze spotkanie, nie mając zupełnie pojęcia o tym jak ono się dla mnie skończy. Jestem oczarowana i nie umiem tego, ani lepiej, ani ładniej wyrazić, bo dziś moja ciężka, zamglona, zrozpaczona, niepewna myśl rodzi się w bólach. Znam zakamary mojej duszy i boję się, że za dużo szczęścia naraz. Nie chce mi się uwierzyć, by dobra passa miała trwać! Nie znam mężczyzny, który byłby tak ciepły i tak nastawiony na dawanie, tak nie - egoistyczny... Stałeś się kopalnią zaskoczeń i nieznanych wrażeń. Umiesz też wspaniale formułować myśli. Masz ciekawy, obiektywny, z dużym wyczuciem niuansów, sposób argumentowania. Wymaga on niemałego ładunku intelektualnego w prowadzonych rozmowach. Zatem twoja gotowość do prowadzenia ze mną dialogu, napawa mnie nadzieją i sprawia, że czuję się lepsza... No i wraca wspomnienie wtulonej w moje ramię głowy i szeptanych do ucha nieodgadnionych przez innych prawd... Czuję się zauroczona, czuję się zawstydzona, czuję się zakłopotana i czuję się szczęśliwa...