czwartek, 31 marca 2011

Niedzielne 2. Śniadanie Mistrzów

Zdecydowałam się pogratulować Marcinowi Mellerowi niedzielnego 2. śniadania mistrzów z udziałem Premiera Donalda Tuska.
Prowadzone bez zbędnych emocji, było nie tylko interesujące, ale i rzeczowe, tak ze strony pytających, Tomasza Lipińskiego, Zbigniewa Hołdysa i Pawła Kukiza jak i odpowiadającego Prezesa Rady Ministrów.
Najogólniej mówiąc najgłębszą analizę wad polskiej demokracji przeprowadził Zbigniew Hołdys, któremu trudno nie przyznać racji, tak jak trudno się z Nim nie zgodzić w postawionych premierowi zarzutach dotyczących „zamordowania polskiej kultury”. Panowie artyści i Premier mają do nich wrócić podczas kolejnego spotkania (debaty), a może nawet kilku spotkań.
Moje wątpliwości wzbudził wprawdzie fakt, że reprezentacją artystów było wyłącznie środowisko muzyków, bowiem nie są oni jedynymi, którzy mieliby coś w tej sprawie do powiedzenia, ale trzeba też przyznać, że problemy poruszone przez Zbigniewa Hołdysa dotyczyły szeroko pojętego środowiska artystycznego.
To była dla mnie pierwsza (innych nie oglądałam, tak jak nie oglądam programu Marcina Mellera) tego rodzaju debata oglądana w telewizji. Pomysł znakomity, mnie dzięki tej okazji udało się o kilku nurtujących sprawach nabrać nowego przekonania, sporo moich wątpliwości zostało rozwianych i nie ukrywam, że w wielu momentach przyznawałam Premierowi rację. Podziwiałam determinację Donalda Tuska, rzeczowość odpowiedzi oraz traktowanie rozmówców z powagą i kulturą.
Wiele problemów, szczególnie tych dotyczących urzędniczej rzeczywistości, jako wieloletni pracownik wyższej uczelni znam z autopsji, mając do czynienia z przeklinaną, ale wciąż nienaruszalną biurwokracją.
Pisałam już na blogu, że nie jestem zdeklarowaną wielbicielką PO, choć jestem zdeklarowanym liberałem, ale moje go rozumienie na razie nie ma przełożenia na niedoskonały, bo niedojrzały liberalizm Premiera i rządu. Czy chcę czy nie muszę uznać, że Polska jeszcze do niego nie dorosła, tak jak nie dorosła do rządów inteligenckich, o czym mówił swego czasu premier Tadeusz Mazowiecki. Tym samym moja wymuszona sytuacją na to zgoda jest przejawem uznawania demokracji jako systemu sprawowania władzy.
Poza tym nie sądzę by szybko ten wzorzec państwa w Polsce stał się en bloc faktem, bowiem wciąż za dużo wśród nas ludzi o mentalności czasów jedynie słusznych i najlepiej nigdy nie minionych.

Po programie przyszedł mi do głowy pomysł, którym podzieliłam się e mail'owo z Marcinem Mellerem i Piotrem Walterem.
Otóż byłoby niegłupio i moim zdaniem byłoby to bardzo wskazane gdyby można było zorganizować kilkuosobową debatę Premiera z tzw. ludem czyli ze zwykłymi, szarymi ludźmi, reprezentującymi środowiska dużych, średnich i małych miast oraz wsi, od podstawowego (zawodowego) do wyższego (podyplomowego) wykształcenia, biorących i nie biorących udział w wyborach. Liczba osób nie powinna przekraczać dziesięciu, osoby te winny być wyłonione przez internetowo przygotowaną "rekrutację".
Miałyby prawo zadać jedno ważne dla nich pytanie i 1-2 minuty na wypowiedź o charakterze ogólnym, podsumowującym 4 lata obecności rządu na scenie politycznej.
Artyści czy inne uprzywilejowane dostępem do mediów grupy zawsze reprezentują jakieś, czy wręcz swoje interesy, często nie mając dobrej orientacji w życiu codziennym Szaraków, czym grzeszą również ludzie ze świecznika. Problemy i oczekiwania zwykłych obywateli, ich spojrzenie na państwo z pewnością przełożyłoby się na nieco inny obraz kraju, na uzasadnienie takiego, a nie innego zachowania podczas wyborów.
Może to naiwny lub niegodny uwagi pomysł, ale jako ten zwykły wykształciuch nieraz mam wrażenie, że nikt mnie (nas) nie słucha, choć to ja i inni tacy jak ja jesteśmy owym wyborczym mięsem.
Może właśnie to byłoby prawdziwe wyzwanie dla Premiera, który deklaruje, że jest z ludu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz