piątek, 29 maja 2009

Cykl Listy do Klary: List do Niej (opowiadanie)

Droga Klaro!
Po długim namyśle doszłam do wniosku, że jesteś skrajnie wyczerpana. Niestety to widać, a mnie przykro o tym pisać. Pewnie znów mi zarzucisz zbytnią naturalizację, ale ja to odkryłam
z pewnym wstydem dla samej siebie.
Zapamiętałam Cię jako cudownego kompana i duszę towarzystwa. Piękną, kokieteryjną i zawsze uśmiechniętą. Smutki Ci się nie trzymały, na wszystko miałaś zawsze gotową, mniej lub bardziej zaskakującą, ale nieodmiennie dowcipną odpowiedź, a to, retuszuje do zera czujność. Dziś wiem, że była to „potęga charakteryzacji”, jak mawia pewien mój znajomy, czyli skrzętne ukrywanie prawdziwego, wcale nie takiego znów rozbawionego, oblicza.
Dopiero teraz, po krótkim pobycie u Ciebie, zauważyłam ten przejmujący smutek w Twojej twarzy. Powiedziałam Ci, że bardzo się zmieniłaś. Miejsce (pozornej) beztroski zajęła dojrzałość, powaga, jakby mrok...
To spotkanie ujawniło, że zapadasz się głęboko w siebie i coraz trudniej rozjaśnić Ci twarz promiennym uśmiechem.
Rano, gdy Cię zobaczyłam wyciszoną nocą, ale jeszcze nie ogrzaną (podgrzaną?) dniem, zobaczyłam wprawdzie piękną i lubianą buzię, ale jaką smutną... Była to gorzka iluminacja. Bo skąd ten smutek wyzierający z każdej Twojej tkanki? Czyżby brak poczucia bezpieczeństwa? Zmęczenie? Nadmiar zadań, które życie nam serwuje?
Miałaś i masz mi za złe, że ja mówię o swoich smutkach. Ale ja w ten sposób się oczyszczam, usuwam nadmiar złego powietrza. To nieprawda, że wszystko opowiadam, bo nie o wszystkim umiem i chcę powiedzieć.
Natomiast Ty kumulujesz w sobie, bo jak mówisz, nie umiesz się otwierać, a przeciwnie, zamykasz się w swej głębi. Nie chcę tu rozważać wyższości „otwierania” nad „zamykaniem”, ale nie jest wykluczone, że gdybyś usiadła z kimś, kogo uznałabyś za bliskiego (nie patrząc na zegarek, że mama, kolacja, pies...) i wyrzuciła z siebie te kłębiące się myśli, emocje i przemyślenia, to poczułabyś prawdziwe catharsis. A Ty zamiast tego, opowiadasz o lekach, które mają cudowną ozdrowieńczą moc, tylko zapominasz, że one zaczajają jeszcze głębszy strach i utrwalają smutek.
A Ty jesteś smutna. Zamyślona, patrząca w siebie i jakby tam, w swoim skołatanym wnętrzu, poszukująca rozwiązania. I z uporem dbasz o ową potęgę charakteryzacji, która w widoczny sposób Cię męczy, ale nawet nie próbujesz uruchomić mechanizmu, będącego wentylem bezpieczeństwa.
Pewnie błądzę, pewnie się tylko ślizgam po temacie, bo jest zbyt obszerny by go w całości objąć, ale nie mogę przestać o Tobie myśleć, ponieważ się o Ciebie boję. Choć wiem, że jesteś dzielna, że sobie poradzisz, że po chwili refleksji, siłą odruchu będziesz ciągnąć dalej.
W codziennym pędzie, nie masz czasu zwracać uwagi na to, co działa przeciw Tobie. Lubisz dominować i osiągać cel. Mówisz o sobie, że jesteś bardziej mężczyzną niż kobietą. A teraz czujesz się zmęczona i zaczynasz mieć dość tego co sama wygenerowałaś. Masz żal do najbliższych, że wszystko spada na Ciebie. Zastanów się, czy nie czas najwyższy na podział ról. Dłużej nie dasz rady, zresztą po co aż tak siebie eksploatować?
Pytasz dlaczego mąż Ci nie pomaga i chowa się za swoją pracą? Może dlatego, że od lat czuje się zdominowany, bo Ty i tak zrobisz (załatwisz) wszystko lepiej? Powiedziałaś, że wprawdzie przyjmuje wszystko z dobrodziejstwem inwentarza, ale Ci to przeszkadza, bo czujesz się opuszczona. Ale być może On w ten sposób konkuruje z Tobą, by zwrócić na siebie Twoją uwagę
i zostać dostrzeżonym?
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że koniecznie powinnaś WSZYSTKO zostawić i złapać oddech, zregenerować siły do dalszego trwania, do rozwiązywania życiowych supełków. Zostawić zatem wszystkie obowiązki i wyjechać nad morze, poczuć jego metafizykę, pospacerować samotnie brzegiem, przemyśleć wszystko od nowa, zobaczyć co naprawdę ważne, a co trochę mniej... Zafundować sobie mały urlop, bo tylko w ten sposób jest szansa na odprężenie, na odreagowanie, na naładowanie akumulatorów.
I wyeliminowanie tego przeraźliwego smutku.
Łatwo radzić. Podobno dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane. Cisną się pod pióro same slogany, ograne przysłowia, cytaty. Pomagają na ułamek sekundy, ale prawdziwej ulgi nie przynoszą. Jednak ja wierzę, że wybierzesz opcję plus i znów Twoja buzia będzie pełna uśmiechu...
Twoja J.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz