środa, 25 listopada 2009

Grunt to "Teraz My"!!!

Jak co tydzień w poniedziałek 23.11.09 wieczorową porą do telewizji TVN, do swego programu „Teraz my” Andrzej Morozowski i Tomasz Sekielski zaprosili kolejnego gościa, którym tym razem był Wojciech Jaruzelski.
Panowie dziennikarze, jak to obecnie jest przyjęte w niepisanych kanonach telewizji żądnej sensacji, z wyjątkowym upodobaniem i diabelskim chichotem delektują się tzw. przyciskaniem do muru, zadawaniem tzw. trudnych pytań, wymyślając coraz nowe sposoby jakby swego gościa poniżyć, upokorzyć, obezwładnić, jednocześnie zachowując betonową konsekwencję w nie wyciąganiu wniosków z tych rozmów, nie ucząc się niczego, jedynie oddając się cynicznej satysfakcji.
Generał Wojciech Jaruzelski to nie Andrzej Lepper, pierwszy warchoł ni to partii ni to związku o wdzięcznej nazwie Samoobrona, który rzucił widły, zrobił parę drogowych blokad, wbił się w garnitur od Armaniego, by udając kogoś kim nie jest szybko wejść (na szczęście tylko „na chwilę”) na salony władzy. Wojciech Jaruzelski to doskonale wykształcony, politycznie oraz moralnie doświadczony człowiek, którego historia postawiła wobec niezwykle trudnych i jakże odpowiedzialnych decyzji, ze skutkami których stara się z godnością żyć.
Traktowany najczęściej cynicznie i wrogo przez interlokutorów, nie pozwala by rozmowy czy wywiady z nim były zaprzeczeniem szeroko pojętej kultury słowa i bycia, wychodząc z nich najczęściej niepokonanym, z zachowaniem dbałości o to by nikogo nie obrazić, nikogo nie oskarżać, a zawsze przepraszać i podkreślać to, czego nigdy nie słyszałam od żadnego piso- po- czy sld- lityka, że czuje się ODPOWIEDZIALNY za swoje decyzje.
Dla mnie, dużo starszej, od Prowadzących, daty jak napisałam na wstępie do blogu, wychowywanej przez babcię, przedwojenną nauczycielkę, która przywiązuje niemałą wagę do ciężaru gatunkowego słowa, poczucia godności, honoru, kultury osobistej, ma to znaczenie zasadnicze.
Andrzej Morozowski to w czasie ogłoszenia stanu wojennego 18-letni, jeszcze pewnie nie do końca opierzony, młody człowiek, Tomasz Sekielski to wtedy zaledwie 6-latek. Obaj Panowie jednak kreowali się w swoim programie na jedynych sprawiedliwych, usiłując za pomocą trzech pożałowania godnych, amatorskich klipów udowodnić martyrologicznymi zwierzeniami trojga pokrzywdzonych w stanie wojennym (właściwie dwojga, osoba trzecia była pokrzywdzona w 1986 r.) winę Generała, jako bezpośredniego sprawcę „z góry” i ”obnażyć” krew na Jego rękach. Chwyt tyleż prymitywny, co nieskuteczny, a przede wszystkim niestrawny, bo wielekroć odgrzewany. Pytania czy wierzy w Boga, czy jest tchórzem, czy może spać spokojnie itd. świadczyły jedynie o intelektualnej niemocy prowadzących.
Spektakl, który panowie w swoim programie urządzili był żenującym widowiskiem złego antenowego i politycznego smaku, braku dziennikarskiej etyki i kultury osobistej oraz bezgranicznie pozbawionego klasy wymuszania na generale zwierzeń, które pewnie ich zdaniem miały przynieść rozwiązanie zagadki generalskiego okrucieństwa.
Jak napisałam wyżej generał Wojciech Jaruzelski to człowiek z ogromną klasą, co można było zobaczyć w zachowanym spokoju, rozwadze oraz dyskretnej ironii, kiedy m.in. powiedział, że program przypominający swoją oprawą Moulin Rouge nie jest konfesjonałem, więc spowiadać się nie zamierza.
Takie audycje, w tak poważnej i z takimi ambicjami telewizji jaką jest TVN, u tak już doświadczonych i tyle razy nagradzanych dziennikarzy powinny być próbą wyjaśniania zawiłości historii, obiektywizowania jej, nie wyrazem mściwego braku szacunku wobec człowieka minionej epoki, którego dylematy decyzyjne przekreśliły na zawsze spokój w jesieni życia, za to pozwalają im czerpać dziś z dziennikarskiej wolności słowa i atrybutów demokracji.
Nawet delikatne i celne próby pokazania innych wydarzeń historycznych (np. zamachu majowego), dziś gloryfikowanych, jako wydarzeń mających także swój tragiczny epilog nie skłoniły Panów Morozowskiego i Sekielskiego do chwili refleksji.
Pragnę dodać, że nigdy nie byłam członkiem PZPR, do 1989 roku nie wzięłam udziału w żadnych wyborach, nie brałam udziału w szkolnym świętowaniu 1 maja (chodząc do szkoły świeckiej ryzykowałam wyrzuceniem ze szkoły), w 1980 roku tworzyłam „Solidarność”, byłam wiceprzewodniczącą Komisji Zakładowej do czasów stanu wojennego, po jego ogłoszeniu (a tam gdzie pracowałam trwał w tym czasie strajk) wynosiłam dokumenty, ratując je przed przejęciem przez SB, byłam przesłuchiwana i bardzo stan wojenny jako ograniczenie wolności przeżyłam. Pamiętam swoje emocje, ale staram się realnie i obiektywnie oceniać sytuację, która wtedy po trosze przypominała równię pochyłą, po której zjeżdżali m. in. warcholący się związkowcy, rozrabiacze, krzykacze i pseudo działacze różnej maści.
Wisząca w powietrzu wojna domowa była czymś daleko straszniejszym.
Nie czuję się na siłach oceniać li tylko negatywnie decyzji podjętej przez Generała, tak jak nie czuję się na siłach na każdym kroku go znieważać. Znacznie bardziej wolę gromadzić wiedzę o pozytywach wynikających z tamtych decyzji, a wszak to pierwszy prezydent państwa, do upadku którego się przyczynił... by następnie przyczynić się do narodzin państwa demokratycznego.
Smutne, że prowadząc w taki sposób rozmowę z Generałem (oraz innymi gośćmi) obnażacie panowie brak szacunku wobec niego (nich), ale przede wszystkim wobec samych siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz